Ostatki, zapusty, śledzik, a nawet podkoziołek (tej nazwy chyba nigdy nie słyszeliśmy!). Jak zwał, tak zwał. Ważne by się dobrze bawić, no i… jeszcze lepiej wyglądać.
Nawet nie udawaj, że nie pamiętałeś o imprezie ostatkowej. Daję głowę, że od tygodnia zasypują Cię na fejsie zaproszenia od znajomych na kolejne melanże. To, że pójdziesz na jeden z nich (ten najlepszy, największy i z najliczniejszym gronem najładniejszych koleżanek) to chyba oczywista oczywistość, no nie? A co założysz, też już wiesz? Służymy z pomocą!
Stylówka na miarę nawet największego karnawału
O ile tylko nie wybierasz się do Rio, nie w głowie Ci przebieranki. My także nie będziemy Cię do nich namawiać, sami wiemy, że na imprezie liczy się przede wszystkim luz i wygoda. Naszym zdaniem najlepiej sprawdzą się jeansowe joggersy i luźny t-shirt z modnym motywem hashtaga. Jeśli jeszcze nie jesteś przekonany, jak wielki modowy potencjał kryje się za tym z pozoru zwykłym znaczkiem, odsyłamy do artykułu o modzie inspirowanej social media.
Nie pozostaje nam w takim razie nic innego, jak życzyć udanej imprezy. W końcu to ostatnia tego typu okazja przed tygodniami zabawowej wstrzemięźliwości (no, przynajmniej tak zwykło się mówić :)).
Gdy słyszę „reggae” od razu mam przed oczami Boba Marleya, kolesi z dredami, no i może kilka polskich zespołów siedzących w tym klimacie. Zgodzicie się, że to niewiele. Jednak nawet taki rastaignorant jak ja, jest świadomy, jak wiele moda casual zaczerpnęła przez lata z tego gatunku.
Na początek jednak coś dla ucha bad boya 😉
Zieleń, żółć i czerwień
To połączenie znane przede wszystkim ze stoisk poupychanych wzdłuż promenad w popularnych polskich kurortach. To właśnie tam od lat królują koszulki w tych barwach. W oryginale jest to kolorystyka flagi Etiopii, w której zieleń symbolizuje Afrykę, żółty złoto będące kiedyś jej bogactwem, natomiast czerwień – krew przelaną podczas walk z kolonistami (przynajmniej tak twierdzi Wikipedia ;)). Połączenie sprawdza się jednak nie tylko na t-shirtach, ale i innych ciuchach, a zwłaszcza dodatkach i akcesoriach. Najlepiej tych o letnim charakterze, który dodatkowo podkreślony zostanie wspomnianymi barwami.
Król reggae
Postać Boba Marleya, czy to na zdjęciu bądź w animowanej wersji znaleźć dziś można nie tylko na ciuchach najbardziej oddanych fanów gatunku. Bob, chcąc czy nie chcąc, wpisał się na stałe na karty popkultury, a tym samym i mody casual.
Liść konopi indyjskich
Jak wierzą niektórzy rastafarianie, jest on Drzewem Życia wspominanym w Biblii. Motyw ten, w wersji minimalistycznej i „amsterdamskiej” zagościł nawet na naszych bluzach.
Już niedługo (dokładnie 12.02) kolejna rocznica urodzin Karola Darwina i dzień nazwany jego imieniem popularyzujący teorię selekcji naturalnej. Przy tej okazji wspomnimy tych, którzy eliminując swoje geny, z pewnością przyczynili się do rozwoju ludzkości.
Jak mawiała moja babcia: „wielki jak brzoza, głupi jak koza”. Jak się słusznie domyślacie, te słowa nigdy nie zostały skierowane w moją stronę 🙂
No przynajmniej ja nic takiego nie pamiętam 😛
Dziś jednak wcale nie o kozach, a o ludziach i to dość wyjątkowych (na swój sposób).
Drodzy Panowie, przed Wami laureaci Nagród Darwina, których ponadprzeciętna głupota, spektakularny brak rozsądku i odpowiedzialności pozwoliły im (co prawda pośmiertnie, ale zawsze to coś) na stałe zagościć na kartach historii. Śmiejcie się i przenigdy nie naśladujcie!
Wyścig rodem z kreskówki
Dwaj samochodowi mechanicy pracujący na torze wyścigowym postanowili urozmaicić sobie przerwę pomiędzy zawodami. Wpadli na pomysł napełnienia wielkiej beczki metanolem i doprowadzenia do niej lontu – zapalony alkohol miał ich zdaniem zadziałać jak napęd rakietowy. Jak pomyśleli, tak też zrobili. Siedząc okrakiem na beczce mieli w planach pewnie spektakularny rajd. W rzeczywistości beczka po prostu wybuchła doprowadzając wprawdzie jednego z mechaników do mety, ale na cmentarzu.
Kradzież nie popłaca
Szajka złodziei wzięła sobie za cel złom w jednej z czeskich fabryk. Pechowo dla rabusiów, wybrali oni stalowe podpory, które podtrzymywały dach budynku. Złodziejom nie można odmówić skuteczności. Stalowe pręty bowiem rozebrali, a że umarli zmiażdżeni pod naporem dachu, to już inna sprawa.
Alkohol szkodzi
Tak przynajmniej powtarzają propagatorzy zdrowego stylu życia. Patrząc na to, co spotkało tego faceta, można uwierzyć w te słowa. Pewien Austriak wracając z mocno zakrapianej imprezy nie był w stanie dostać się do domu drzwiami. Nie chcąc spać na wycieraczce, postanowił wejść przez kuchenny lufcik. Zbyt szerokie biodra sprawiły jednak, że gość utknął, a jego głowa znalazła się w zlewie kuchennym. Co działo się dalej, niewiadomo (poza oczywistym faktem utonięcia). Jak twierdzą policjanci, próbując się wydostać z pułapki, imprezowicz musiał przypadkiem odkręcić wodę w kranie. Dlaczego jej nie zakręcił bądź nie wyciągnął korka w zlewie? To pozostanie zagadką. Podobnie jak to, dlaczego nie wszedł drzwiami, do których klucze znaleziono w jego spodniach.
Wygrany nie zawsze jest zwycięzcą
Przynajmniej tego uczy 26-latek z naszej opowieści, który zginął wygrywając zakład z przyjaciółmi. Znajomi twierdzili, że facet nie jest w stanie włożyć do ust lufy rewolweru z kilkoma kulami w środku, po czym zakręcić magazynkiem i pociągnąć za spust. No cóż, jak widać był.
Bombowa przesyłka
Pewien iracki terrorysta nie nakleił odpowiedniej ilości znaczków na swoim liście-bombie. Na jego nieszczęście przesyłka wróciła do niego. Facet chyba miał dużo rzeczy na głowie, bo zdążył do tej pory zapomnieć o swoim niecnym planie, otworzył więc paczkę i… wyleciał w powietrze.
Gdy nic Ci nie wychodzi
Jak to jest, przekonał się z pewnością pewien Francuz. Życie zniechęciło go tak bardzo, że postanowił w końcu popełnić samobójstwo. Myli się ten, kto uważa to zadanie za banalnie proste. Nie było bowiem takim w przypadku naszego bohatera. Francuz postanowił skoczyć z wysokiego urwiska, by być pewnym powodzenia swej akcji, przywiązał dodatkowo do szyi kamień, wypił truciznę i podpalił swoje ubranie. Podczas skoku, by przyspieszyć to, co nieuniknione, próbował się zastrzelić, jednak chybił. Kula przecięła linę z kamieniem, mężczyzna wpadł do wody, która ugasiła ogień i którą się zachłysnął, wymiotując i usuwając truciznę z organizmu. Znaleziony przez rybaków, został przetransportowany do szpitala, gdzie ostatecznie dopiął swego, umierając… z wychłodzenia.
Komu mało przykładów na niepospolitą głupotę, niech ogląda kompilację z kanału FailArmy.
Dziś wszyscy zgodnie mówimy: Je suis Homer. Homer Simpson, czyli największy (w przenośni i dosłownie, biorąc pod uwagę jego brzuch) pączkożerca.
Wzór na ten dzień mamy niedościgniony. Oczywiście jeśli idzie o liczbę pochłanianych pączków i donutów. Bynajmniej nie namawiamy nikogo z Was do wzięcia przykładu z bohatera kreskówki również w kwestii stylówki. Jak już pewnie wiecie, w tej dziedzinie powinniście się zdać całkowicie na nas.
Cel: najeść się, a nawet przejeść, pozostawiając brzuch w ukryciu
Tego dnia wskazane jest jedynie wyróżnienie się na liście rekordów w liczbie zjedzonych pączków, na pewno nie rosnącym obwodem pasa. Oczywiście biologii nie oszukasz, niektóre rzeczy są niestety nieuniknione. Nie znaczy to jednak, że musisz być z góry skazany na łapanie z trudem oddechu w opiętej do granic możliwości koszuli czy poszukiwanie wystrzelonych ze spodni guzików.
Rozwiązaniem stylówka szyta na miarę tłustoczwartkowego króla. Wygodne szare joggersy, w których żaden kolejny pączek nie będzie problemem, a do tego dłuższy t-shirt i luźna bluza z kapturem. Z takim orężem, na pewno nie będziecie mieli sobie równych! Aha, koniecznie chwalcie się Waszymi pączkowymi rekordami i podsyłajcie swoje foty.
Najnowsze komentarze