Czy normalność doczekała się swojego triumfu w świecie mody? Kim właściwie jest przedstawiciel stylu normcore? Czytajcie uważnie.
Normcore, czyli połączenie słów „normal” i „hardcore” to nazwa trendu w modzie, który najkrócej określić można jako triumf zwyczajności. Według niektórych normcore zniechęca do eksperymentowania z ciuchami, zabija kreatywność i odwagę w modzie. Z drugiej jednak strony – mimo iż może nieco nudno i przewidywalnie, to przez to bezpiecznie. Obrońcy normcoru podkreślają, że jego siła tkwi przede wszystkim w tym, że opiera się on sezonowości i chwilowym trendom.
Ambasadorami tego stylu zostali (czy tego chcieli, czy też nie – ciężko powiedzieć) Steve Jobs, czy Mark Zuckerberg, czyli generalnie osoby, które raczej niewielka wagę przywiązują do mody i trendów. I o to chodzi w normcorze: o nierzucający się w oczy wygląd oraz świadomą, modową zwyczajność w pozytywnym znaczeniu tego słowa.
Co znajduje się w szafie normalsa? Fasony nieśmiertelne, popularne pomimo zmieniających się trendów. Ciuchy bez szpanu, bez gigantycznego logo, w stonowanych barwach. A konkretnie? Choćby klasyczne jeansy, biała i czarna koszula, golf, jednokolorowe T-shirty i adidasy.
Czy normcore to, po prostu, kolejny trend w modzie? A może rzeczywiście jest to antystyl, wyraz świadomego buntu wobec modowej dyktatury światowych projektantów?
Pewnie część z Was zastanawia się, skąd w dzisiejszym wpisie o polówkach wzięło się zdjęcie pana w szaliczku, marynarce i – jakby tego było mało – z rakietą tenisową w ręce? Zaraz wszystko się wyjaśni…
.
Jean Lacoste: zapalony tenisista i… twórca koszulki polo
Jestem pewien, że znacie tego pana bardzo dobrze. To Jean-René Lacoste – francuski tenisista, który wsławił się zwycięstwem w największych turniejach tenisowych, takich jak Davis Cup i Wimbledon.
Jednakże, to nie wszystko, z czego słynie Francuz. Lacoste, nazywany „Krokodylem”, w 1926 pojawił się na meczu w zaprojektowanej przez siebie białej koszulce z kołnierzykiem. Wzbudziło to niemałą sensację, bowiem do tej pory tenisiści grali w rozpinanych koszulach z długim rękawem i długich, ciepłych spodniach. Nic więc dziwnego, że wkrótce każdy tenisista chciał mieć taką koszulkę.
I tak oto zaczęła się historia marki odzieżowej z krokodylem w logo.
Koszulka polo już nie tylko do gry w tenis
Niemal sto lat później polówki wciąż zajmują niezwykle ważne miejsce w męskich trendach. I to nie tylko na kortach tenisowych, ale również polach golfowych i – oczywiście – boiskach do gry w polo.
Koszulkę polo „przejęli” zarówno miłośnicy stylu codziennego, sportowego, jak i business casual. Szczególnie mocno docenili ją pracownicy korporacji, dla których jest to miła odmiana dla formalnych koszul.
Z czym nosić koszulkę polo?
Polówkę można nosić zarówno wciągniętą w spodnie, jak i wypuszczoną na wierzch. Należy jednak pamiętać, by nie była ona zbyt szeroka ani długa – w przypadku włożenia jej do spodni będzie się nieestetycznie zwijać i fałdować.
W dzisiejszych czasach ubrania można znaleźć wszędzie, a ich nieprzebrane ilości są dostępne w każdym możliwym kroju, rozmiarze i cenie. Za PRL-u faceci byli w o wiele gorszej sytuacji…
Nie wiesz w co się ubrać, a na myśl o zakupach przechodzą Cię dreszcze? Bez przesady, w końcu nie musisz nawet wychodzić z domu – w Internecie możesz zamówić, co tylko dusza zapragnie. Wyobraź sobie teraz, jak to było w czasach PRL-u. Na Internet, magazyn o modzie czy centrum handlowe żaden facet liczyć nie mógł. W takim razie, w jaki sposób ubierali się wtedy mężczyźni?
Począwszy od końca wojny mężczyzna nie miał łatwo. Po pierwsze, dlatego, że w tym czasie strój – powiedzmy sobie szczerze – nie był dla nikogo priorytetem ani artykułem pierwszej potrzeby. Po drugie, następujące zaraz potem ciężkie czasy stalinizmu próbowały narzucić pewnego rodzaju normę dla całego społeczeństwa, tworząc z niego socjalistyczno-robotniczy monolit. Odtrutką na wszechobecną szarość i jednolitość byli bikiniarze, których można uznać za pierwszą polską subkulturę. Bikiniarza rozpoznać było bardzo łatwo: nosił wąskie spodnie, szeroką marynarkę, buty na słoninie, krawat w „gołe girlsy”, kolorowe skarpetki i kapelusz typu „naleśnik”. Miało być kolorowo, ekstrawagancko i amerykańsko. Mówiąc krótko, celem bikiniarza było rzucić wyzwanie komunistycznej szarości i banalności. Władza oczywiście tępiła takich delikwentów, nawołując, by „otoczyć ich powszechną pogardą i pędzić precz”.
Kolorowi bikiniarze odeszli w cień, za to w latach 60. męską wyobraźnią zawładnął ortalion i dżins. Po ortalionowy płaszcz o kroju sportowym ustawiały się gigantyczne kolejki. Amerykańską modę reprezentowały teksasy, czyli rodzime spodnie udające dżinsy. Innym rarytasem tego okresu była koszula non-iron. Czyż nie brzmi świetnie? Koszula, której nie trzeba prasować to dopiero musiała być rewelacja. No cóż, niekoniecznie. Mimo że nie miała kontaktu z żelazkiem, sprawiała, że każdy kto ją założył czuł się, jakby był nim przypalany – tak w niej było gorąco. Lata 70. to pewien powiew świeżości. Wtedy właśnie powstały Peweksy – sklepy, w których za dolary lub marki można było kupić namiastkę zachodniego świata. Mieć dżinsy z peweksu typu levi’s czy wrangler to był prawdziwy rarytas, na którego stać było nielicznych.
Prawdziwe osobliwości modowe przypadły na lata 80. To czasy stanu wojennego, kilometrowych kolejek, kartek np. na buty i braku dosłownie wszystkiego. Wtedy też zaczął się szał na tureckie rarytasy serwowane na polskich bazarach. No cóż, mężczyzna zaopatrujący się tam w ubrania wyglądał… oryginalnie. Dżinsy marmurki (wyglądały, jakby ktoś przesadził z wybielaczem), sweter w tureckie wzory (czasem wpuszczony w spodnie), dżinsowa kurtka i koniecznie biała skarpeta. Twarz nierzadko przyozdobiona wąsem, a na głowie niebanalna fryzura typu ”krótki przód, długi tył”. Potem nastąpiły lata 90., ale to już zupełnie inna historia.
Mężczyzna w PRL-u nie miał łatwo. Musiał stale kombinować. Żeby dobrze albo w ogóle jakoś wyglądać, trzeba było się mocno postarać. Szyć u krawca, przerabiać, wymieniać kartki albo mieć znajomości. A jednak każdy jakoś wychodził z modowej opresji.
Konto Rafała Maślaka na Facebooku ma ponad 124 tysięcy fanów, zaś na Instagramie śledzi go już 50 tysięcy osób. Co ciekawego można znaleźć na jego profilu?
Facebookowy profil Rafała Maślaka cieszy się ogromną popularnością. Systematycznie rośnie grono jego fanów. Nic w tym dziwnego, ponieważ Mister Polski 2014 niezwykle poważnie traktuje komunikację z Internautami. Umieszcza nawet po kilka postów dziennie, dzieląc się swoimi przemyśleniami, motywując i informując o kolejnych projektach, w których uczestniczy.
Jesteśmy pod dużym wrażeniem jego działań. Ale i my także mamy powody do dumy. Od pewnego czasu, Rafał systematycznie organizuje niezwykle ciekawe konkursy wraz z naszą marką, w których wygrać można darmowe zakupy w sklepie internetowym Ozonee. Ostatnio, aby wziąć udział w zabawie, wystarczyło wybrać swoja ulubioną stylizację Rafała w ubraniach z naszego sklepu oraz wskazać swoje wymarzone produkty z Ozonee.
STYLIZACJA 1: Biały podkoszulek bez rękawów, jeansowe krótkie spodnie z przetarciami na nogawkach oraz modne sneakersy.
STYLIZACJA 2: Sportowy zestaw: czarne spodenki z wykończeniami z ekologicznej skóry, bawełniany T-shirt z zamkami oraz klasyczne trampki.
Najnowsze komentarze